Obiecuje sobie, że otworzy tego maila wieczorem. Najlepiej znowu o 22, po położeniu dzieci spać. Tak też się dzieje. Okazuje się jednak, że rodzic nie ma w domu drukarki i skanera. Nie może więc wydrukować, wypełnić, zeskanować i odesłać mailowo umowy. Obiecuje sobie, że będzie to jego pierwsze zadanie podczas kolejnego dnia w pracy, gdzie ma dostęp do drukarki i skanera. Tak też się dzieje. Podpisuje umowę, odsyła i siada do zrobienia przelewu zaliczki. Przepisując ręcznie numer konta z umowy do aplikacji bankowej przelew wychodzi do spółki-krzak sprzedającej miedziane garnki pod Suwałkami. No dobra, nie przesadzajmy z tym czarnym scenariuszem;) Przelew się udał. O tym jednak rodzic dowie się dopiero kolejnego dnia, gdy pracownicy biura zajrzą do konta bankowego i wyślą potwierdzenie mailem. Uff, udało się – dziecko zostało zapisane na wyjazd. Trwało to trzy dni (jeżeli po drodze pojawił się weekend to pięć) i kosztowało sporo stresu.